NUMER
MAJOWY
NR 5/ 2003
Czasopismo zalecane dla szkół przez Ministerstwo Edukacji Narodowej
|
|
Szkodliwa konkurencja z USA
Stanisław Abramczyk
T rwa już od kilku lat, zagrażając ludziom, przyrodzie i gospodarce.
Skutki, zasięg i mechanizm jego rozprzestrzeniania się zostały, w znacznej
mierze, rozpoznane i ujawnione. Uczynili to dziennikarze „Głosu
Koszalińskiego”, „Głosu Pomorza”, „Nowego Plonu”, „Nie”. Ale – co
zdumiewające - zebrane przez nich informacje nie znalazły odzwierciedlenia
w publikacjach tytułów prasowych i mediów elektronicznych skłonnych do
nagłaśniania spraw o wiele mniejszej wagi. Nie ma też wiarygodnych
wiadomości o tym, aby ten świński problem spotkał się z przeciwdziałaniem
ze strony instytucji i organów powołanych do czuwania nad ochroną
środowiska naturalnego i przestrzegania prawa.
Ekspansja ferm wielkoprzemysłowej hodowli świń made in USA – rozpoczęła
się od województw wielkopolskiego i zachodniopomorskiego. Później
przystąpiono do lokowania ich w woj. warmińsko-mazurskim. W błyskawicznym
tempie przygotowuje się na ich potrzeby chlewnie, obory, owczarnie,
królikarnie, pozostałe po Państwowych Gospodarstwach Rolnych. Wielkie
fermy świńskie, w najdosłowniejszym tego słowa znaczeniu „czuje się” już w
Więckowie, Kiszkowie, Nalepie koło Świdwina, Czaplinku, Bykowie koło
Kętrzyna, Derendapie koło Olsztyna, Radkiejnach koło Gołdapi. Mają powstać
w gminie Połczyn Zdrój, Byszkowie (gmina Czaplinek), Żeńsku (gmina
Wierzchowo), Gonnym Małym (gm. Barwice), Czechach (gm. Grzmiąca). Ich
ekspansja następuje w okolicach niezwykle atrakcyjnych przyrodniczo,
turystycznie, uzdrowiskowo (m.in. na terenie i w okolicach Drawskiego
Parku Krajobrazowego). Zagrażają usytuowanym w pobliżu domom mieszkalnym,
szkołom i innym obiektom (na przykład chlewnia w Nalepie). Podobnie w
rejonie Gołdapi.
Mieszczą od kilku do kilkunastu tysięcy tuczników. W niektórych fermach ma
się ich znaleźć nawet kilkadziesiąt tysięcy. A docelowo przedsiębiorczy
inwestorzy zamierzają utworzyć chlewnie dla 300 tys. macior (które wydadzą
na świat około 5 mln prosiąt).
Zwierzęta w tych fermach trzymane są w ciasnych, betonowych lub metalowych
klatkach rusztowych. Masy oddawanego przez nie kału i moczu odprowadza się
do otwartych zbiorników, a następnie rozpryskuje się po polach lub wlewa
do zbiorników wodnych. Dla osiągnięcia szybkiego przyrostu żywca stosuje
się antybiotyki, hormony wzrostu i laktacji, pasze wysokobiałkowe. Mięso i
jego przetwory pochodzące z takich hodowli są – przed czym ostrzegają
eksperci – niebezpieczne dla konsumentów. Dr Agnes Van Volkenburgh, znawca
chorób świń z Instytutu Ochrony Zwierząt z Chicago napomina: „Jedzenie
mięsa pochodzącego z przemysłowych ferm (a ekspansja takich właśnie ferm
trwa w Polsce – S.A.) spowodowała w USA nieprawdopodobny wzrost chorób.
Listeria, salmonella, bakterie e-coli zaatakowały ludzi i zwierzęta. Aby
im zapobiec mięso pochodzące z wielkich ferm zaczęto napromieniowywać.
Jakie będą tego skutki – wkrótce się przekonamy. Amerykanie nie mają
wyboru –muszą jeść to, co jest w sklepach. Z czasem was (Polaków – S.A.)
też to czeka”.
Korzyści, jakie miały dla mieszkańców okolicznych miejscowości wynikać z
zatrudnienia w tych fermach też okazały się iluzoryczne – nie wymagają one
zbyt licznej obsługi, np. fermę w Więckowicach, gdzie hoduje się 18 tys.
sztuk trzody chlewnej obsługuje zaledwie 5 osób. Należy do nich nie tylko
karmienie i sprzątanie, ale również leczenie tych zwierząt. Jest ono
niezwykle uproszczone. Polega na tym, że pracownik chlewni aplikuje
zwierzęciu lek z zestawu przypisanego do danego punktu na schemacie
określającym ognisko i objawy choroby. Lekarz weterynarii pojawia się raz
na kwartał, głównie dla uzupełnienia dokumentacji i medykamentów. Fermy, w
takich warunkach, wytwarzają obficie również padlinę. W fermie w Bykowie
tylko w ciągu 6 miesięcy padło 1760 świń, a Radkiejnach 641. A – jak
wynika z informacji prasowych hodowca jeszcze na początku 2003 roku nie
miał umowy z zakładem utylizacji padliny i nie wiadomo w jaki sposób ją
unieszkodliwiał. Mazurski lekarz weterynarii, Leszek Masłowski, skarżył
się, że „dyrektor produkcyjny Simon Gray uważa, że nie obowiązują go
polskie normy weterynaryjne i farmaceutyczne. Gdy zażądałem prowadzenia
monitoringu mięsa na obecność hormonów i antybiotyków, odmówił”
Taka hodowla rujnuje nie tylko liczne polskie gospodarstwa rolne, które
nie są w stanie konkurować z tanią wielkoprzemysłową hodowlą, niszczy
zdrowie ludzi i dewastuje środowisko naturalne, ale również sprawia
zbyteczne cierpienie zwierzętom.
Do niszczenia środowiska naturalnego przyczynia się przede wszystkim masa
gnojowicy produkowanej przez tak ogromną ilość zwierząt.
Według dyrektora Zarządu Melioracji Wodnych w Olsztynie, Henryka Dzioby w
rejonie Gołdapi przy pagórkowatym terenie (Mazury Garbate) nadmiar
gnojowicy wypełni różnego typu oczka i zacznie spływać do rzeki Jarki, a
dalej do jeziora Gołdap i do Kaliningradu. Mogą nam grozić międzynarodowe
sankcje. A przecież zabiegamy o wejście do Unii Europejskiej, gdzie
przemysłowy tucz i utrzymywanie zwierząt na rusztach jest prawnie
zakazane.
Według właściciela sanatorium „Wital” w Gołdapi, Ryszarda Tymofiejewicza –
„Oni (właściciele ferm – S.A.) chcą zarobić, a nam pozostawić smród i
zdegradowane środowisko”.
Ponad 90 proc. mieszkańców Gołdapi opowiada się przeciw fermom. Zatrudnią
najwyżej kilkadziesiąt osób, tymczasem w sanatorium pracuje 120 osób i
pośrednio żyje z niego 200 – 300 osób. Krytycznie o fermach wypowiedzieli
się też eksperci z Uniwersytetu Warszawskiego. Oni też zwrócili uwagę na
zagrożenia dla środowiska na pograniczu polsko-rosyjskim, w tym Puszczy
Rominckiej i wybrzeża Bałtyku w okolicach Kaliningrad.
Inwazję trucicielskich ferm świńskich na terenie Polski zapoczątkowało
zakupienie przez amerykański koncern Smithfield Foods w 1999r akcji
Animexu, drugiej co do wielkości firmy zajmującej się w Polsce
przetwórstwem mięsa. W Polsce koncern rozwija swoją niszczycielską
działalność wykorzystując powołaną do tego spółkę Priama na Pomorzu
Zachodnim.
Ekspansja firmy Smithfield Foods mimo zgubnych dla środowiska działań trwa
i nie pomagają protesty mieszkańców, rolników, ośrodków leczniczych i
turystycznych, także mimo wyraźnej sprzeczności z zasadami, o których mówi
Konstytucja, odnoszącymi się do zrównoważonego rozwoju, a przecież podobno
żyjemy w państwie prawa i propagujemy rolnictwo ekologiczne.
Czy poruszone tu problemy zainteresują kompetentne osoby, którym
powierzono troskę o przestrzeganie prawa i ochronę środowiska?
W USA koncern nie miał już nadziei na zyski: został ukarany największą
w historii grzywną za wielokrotne naruszenia Aktu Czystości Wody, począł
więc lokować swoje interesy w Brazylii, Meksyku i w Polsce.
|